Przemyślenia pod choinkę

16 grudnia, 2015

Sądzę, że zdecydowana większość z nas ma nadzieję, że choć przez chwilę umilknie codzienny jazgot i ujadanie. W ciągu ostatnich dni osiągnął on bowiem poziom, dla którego – jak to określił jeden z polityków – skończyła się skala. Nadchodzą święta. Wreszcie napawać się będzie można spokojem i korzystając z ciszy, leniwie snuć swe różnorakie refleksje.

Wpisując się w ów klimat i ja chciałbym poddać kilka myśli pod rozwagę. Otóż od kilku lat z rosnącą intensywnością spieramy się z sobą o Polskę i to nie przebierając w środkach. Najogólniej rzecz ujmując rysują się w tej kwestii dwa przeciwstawne obozy. Pierwszy z nich odwołuje się przede wszystkim do ostatniego ćwierćwiecza. Podkreśla znaczenie narodowej zgody i pokojowej transformacji ustrojowej. Odwołuje się do polskich tradycji tolerancji, patriotyzmu oraz solidarności europejskiej. Przekonuje, że świadomość historyczna Polaków wymaga prawdy o czynach haniebnych, jak i niezwykłych i bohaterskich. Drugi obóz, będące dziś wyraźnie w ofensywie, odwołuje się do ksenofobii i nacjonalizmu, do negacji osiągnięć III Rzeczypospolitej, postulując historyczne i polityczne rozliczenia. Przekonuje, że wiedza Polaków o ich historii powinna być bardziej niż dotąd kreowana przez państwo oraz uległe wobec niego instytucje kulturalne i media.

Nie ukrywam, że bliższy jest mi pierwszy pogląd.

*

Spór Polaków o ocenę własnej historii nie jest czymś nowym. Sięga czasów romantyzmu i zawiera się z jednej strony w mickiewiczowskim mesjanizmie porównującym Polskę i jej dramatyczne losy do męczeństwa Chrystusa, a z drugiej w krytycyzmie Słowackiego, który w “Grobie Agamemnona” pisał o Polsce:

“Boś ty, jedyny syn Prometeusza
– Sęp ci wyjada nie serce – lecz mózgi.
Choć Muzę moją w twojej krwi zaszargam,
Sięgnę do wnętrza twych trzew – i zatargam.”

To ostatnie zdanie jest mi szczególnie bliskie, bo wyznacza kierunek i sens mojego dziennikarstwa.

*

Nie zamierzam zakłócić świątecznej atmosfery moich czytelników i nie próbuję polemizować ani z jedną ani z drugą stroną sporu o Polskę.

Punktem wyjścia uczynię pojawiające się w dyskusji nad wyraz słuszne stwierdzenie, pod którym podpisują się obie strony barykady, że polityka historyczna ma służyć budzeniu patriotyzmu. Patriotyzm zaś – w bardzo skróconej formie – to nic innego jak duma z własnego państwa, to poczucie narodowej tożsamości, czyli świadomość, „żeśmy ten sam pień piastowy”.

I tu dochodzę do sedna sprawy. Tak właśnie jest. A raczej być powinno. Słucham takich dyskusji i martwię się prawionymi sobie nawzajem złośliwościami, przypinanymi łatkami, próbami „dowalenia” kontrrozmówcy. I jeszcze widzę te półuśmieszki albo zadowolenia z siebie samego, albo wyrażających litość dla właśnie mówiącego.

A wszystko obliczone jest na poniżenie innych, na wywrzeszczenie własnej, jedynej prawdy objawionej, zakrzyczenie adwersarza, udowodnienie mu, że nie jest prawdziwym Polakiem. Najgorsze, że to dotyczy wszystkich, albo prawie wszystkich mówiących do mnie z ekranu telewizyjnego i piszących na forach internetowych. Tu nie ma wyraźnie lepszych i wyraźnie gorszych. Wydaje mi się, że to taki chór z partiami rozpisanymi na głosy. I myślę sobie jeszcze o tym, że ta melodia zbyt często zieje nikczemnością i ludzką małością.

Piszę o tym w świątecznym czasie, nie po to aby komuś dokopać, aby odegrać się na tych, którzy nie szczędzą mi obelg na moim blogu, ale po to, aby skłonić do refleksji i opamiętania się. A także dlatego, że – jak pisał bliski mojemu sercu poeta – “bom smutny i sam pełen winy” .

*

Życie bez świąt byłoby, jak długa droga bez zajazdów, w których podróżny mógłby się pokrzepić i wypocząć. Czym dziś pokrzepiamy nasze serca w świąteczny czas Bożego Narodzenia? Czego życzymy sobie na święta? Zawsze wszystkiego, co najlepsze. Ale co to jest to „najlepsze”? Co jest tak cenne i piękne, że pozwala w świąteczne dni ogrzać się i pokrzepić na cały nadchodzący rok?

Wigilia wpisała się w polską tradycję jako czas prawdziwego zbliżenia, wzajemnego odpuszczenia win, jako lekcja miłości. Zawsze w dniu tym ludzie garną się do siebie i z pierwszą gwiazdką siadają do wieczerzy.

W starym kalendarzu, który stał kiedyś na półce w pokoju mojej mamy, znalazłem takie oto słowa, które chciałbym – zamiast życzeń – zadedykować Moim Czytelnikom.
„Pamiętaj o tym, że Boże Narodzenie nie kończy się 25 grudnia. Zawsze ilekroć się uśmiechasz do swego brata i wyciągasz do niego rękę, jest Boże Narodzenie. Zawsze ilekroć milkniesz, by innych wysłuchać, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności, jest Boże Narodzenie. Zawsze kiedy dajesz odrobinę nadziei tym, którzy przytłoczeni są ciężarem fizycznego i duchowego ubóstwa, kiedy rozpoznasz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość, jest Boże Narodzenie.”

Zbigniew Noska
www.noska.pl

Badania za darmo – nie strać okazji!